środa, 25 lutego 2015

Jeden.

Nina szła przez życie prostymi, usłanymi płatkami róż ścieżkami, które przygotowali dla niej rodzice.
Czasami przystawała, by przyjrzeć się drodze pełnej zakrętów, wystających korzeni i ogołoconych z kwiatów, odrzuconych różanych łodyg pokrytych kolcami.
Czasami nawet stawiała na niej niepewne kroki, ale szybko zawracała do tej umożliwiającej twarde stąpanie po ziemi.
Marzyła o tym, by jej życie stało się naprawdę jej życiem, a nie wypełnianiem schematu przygotowanego przez rodziców.
A mimo to wypełniała wszystkie rubryczki starannym pismem, a gdy zdarzyła jej się choćby najdrobniejsza pomyłka, sięgała po kolejny arkusz i zaczynała od nowa.
Pragnienie życia po swojemu nigdy nie było w stanie wygrać ze strachem, że zawiedzie rodziców. Dlatego jedynym samodzielnym krokiem spoza schematu na jaki się zdobyła była wyprowadzka z rodzinnej rezydencji. Samodzielność nawet w tym przypadku była dość pozorna, bo matka wybrała jej apartament, ignorując jej nieśmiałe sugestie, że kawalerka wystarczy, a ojciec za niego płacił. Nie wpadali jednak z kontrolnymi, niezapowiedzianymi wizytami.
Znali ją doskonale i nie obawiali się, że zrobi coś, co mogłoby zaszkodzić wizerunkowi całej rodziny. A nawet jeśli, zawsze mogli wykorzystać swoje wypływy i zatuszować niechlubne wydarzenia, tak jak w przypadku jej starszej siostry.

Lena nigdy nie ograniczała się do marzeń.
Uzupełniała schemat chaotycznie z mnóstwem skreśleń, aż w końcu go potargała i sięgnęła po zupełnie pustą kartkę bez żadnego schematu, by na niej zapisać swoje życie.
Nie bała się zejść z prostej, usłanej płatkami róż ścieżki.
Nie bała się kroczyć tą trudniejszą, nie bała się potknięć ani kolców wbijających się w stopy.
Aż w końcu jeden z nich wbił się za głęboko. A ona zamiast go wyciągnąć, robiła wszystko, by w niej utkwił.
Pozwalała, by najgroźniejsza ze wszystkich trucizn płynęła w jej krwi prosto do serca.
Pozwoliła, by ją zabiła.

Dlatego Nina obiecała sobie, że nie podda się pokusom, namiętnościom i uczuciom.
Co najgorsze, chyba naprawdę wierzyła, że jej się uda.
Paradoksalnie, udawało się.
Zapomniała, że kiedy wszystko układa się idealnie, to znak ostrzegawczy od losu.
Zapomniała się zatrzymać nawet przed znakiem "stop".
Więc los miał prawo brutalnie przerwać jej idyllę, po prostu z niej zakpić.
Postawił na jej drodze człowieka, obok którego nie przeszła obojętnie.
Nawet nie zauważyła, że znalazła się na skraju przepaści zdana na jego łaskę.
Mógł ją pchnąć w dół.
Mógł przytulić i trzymając za rękę, poprowadzić do bezpiecznej jaskini.
Wszystko zależało od niego.
Taka była cena złamanej obietnicy.


***


Chciałabym przestać czuć. Choć może wcale nie czuję? Obiecałaś mi kiedyś, że zawsze będziemy razem, pamiętasz? I byłaś przy mnie, gdy było dobrze i gdy było źle.
Oczekiwałaś tego samego, prawda? A ja... Czasami byłam zbyt wpatrzona w siebie. Nie, nie czasami. Zdecydowanie za często. Czy kiedykolwiek mogłaś na mnie liczyć? Pewnie powiedziałabyś, że tak, bo ciągle odbierałam Twoje telefony, pozwalałam Ci się wygadać, mimo że nie potrafiłam Ci pomóc. Nie umiałam do Ciebie trafić tak jak Ty trafiałaś do mnie. Ale do tej pory nie popełniłam tak dużego błędu. Ten jeden raz wyciszyłam telefon i całkowicie o Tobie zapomniałam.
Miałaś prawo mnie ukarać.
Każda ryska na jasnej skórze Twoich rąk była dla mnie karą.
Każda kropelka krwi płynąca z Twoich rąk była dla mnie karą.
Każda wizyta w szpitalu, każde oczekiwanie na to, by lekarz powiedział, że będziesz żyła.
Tym razem też miało tak być? Wcale nie chciałaś umierać, Lena. To ja Cię zabiłam.
Gdybym wróciła do domu od razu po meczu, zdążyłabym wezwać pomoc. Na to właśnie liczyłaś, prawda? Bo przecież zawsze robiłam to, co mówiłam. Zaufałaś mi, złożyłaś swoje życie w moje ręce, a ja się spóźniłam.
Jeden jedyny raz. Tylko jeden.
Straciłam Cię. Straciłam wszystko.
To Ty byłaś wszystkim, Lena. Byłaś sensem mojego życia. Poza Tobą, nie miałam nikogo.
Dlaczego zrozumiałam to dopiero teraz?
Dlaczego tak rzadko mówiłam, że Cię kocham?
Dlaczego tak rzadko zostawiałam wszystko, by być przy Tobie?
Dlaczego chciałam zadowolić rodziców skoro to Twoje zdanie się liczyło naprawdę?
Lena...
Chciałabym Cię przeprosić. Chciałabym dostać jeszcze jedną szansę.
Chciałabym być dobrą siostrą. Chciałabym żebyś w trudnych chwilach liczyła na mnie a nie na żyletkę.
Chciałabym żebyś żyła.
Chciałabym nigdy nie spotkać tamtego faceta.


Nina nigdy nie była szczególnie wierząca, dlatego swoją świątynią uczyniła Allianz Arenę, gdzie regularnie spotykała się z innymi wyznawcami Bayernu, łamiąc stereotyp, że to religia dla mężczyzn. Dobrze czuła się pośród stada samców, nawet jeśli ciągle musiała udowadniać, że nie jest pustą laleczką, która lansuje się na stadionie, a pełnowartościowym kibicem, zawstydzając wątpiących swoją wiedzą. Rzeczywiście, miała czym błyszczeć, bo jej niemal doskonała pamięć bez problemów kodowała nawet wyniki sprzed lat. Jednak nie chodziło tylko o pamięć, kluczem było tutaj serce. Całe serce, które oddawała jedenastu facetom, przebywającym aktualnie na boisku. I tylko siedząc na trybunach, potrafiła całkowicie się zapomnieć, dawała się ponieść emocjom, pozwalała im górować na jej racjonalizmem.
Dopiero gdy w przerwie wyciągnęła z kieszeni bluzy telefon, odkryła nieodebrane połączenia i rozpaczliwe smsy od siostry. Klnąc w duchu, ruszyła w stronę toalet, by przypomnieć Lenie, że jest na meczu i nic nie skłoni jej do wyjścia ze stadionu przed końcem drugiej połowy.
Zachrypnięty głos siostry wyprowadził ją z równowagi, czuła, że czeka ją kolejny trudny wieczór, który nie wniesie nic do życia żadnej z nich. Lena wygada się i wypłacze, co jej ani trochę nie pomoże, wręcz przeciwnie, pogrąży ją jeszcze bardziej w beznadziei. Nina zdawała sobie sprawę, że siostra potrzebuje specjalistycznej pomocy, jednak nie była w stanie przekonać do tego rodziców, dla których nie liczył się stan emocjonalny Leny, a to, co powiedzieliby ludzie, gdyby członek ich, tak szanowanej, rodziny zaczął korzystać z usług psychiatry.
Czarne myśli załadnęły nią całą, dlatego nawet nie wiedziała jak to się stało, że z całym impetem uderzyła głową o wyłożoną płytkami podłogę, amortyzując swoim ciałem upadek jakiegoś faceta, zaskoczonego w podobnym stopniu co ona. Poderwał się szybko do pionu i patrzył na nią w sposób, który niezbyt jej się podobał. Przyjęła jednak wyciągniętą w jej kierunku dłoń, a pierwsze niekorzystne wrażenie szybko zatarł uśmiech, najbardziej rozbrajający uśmiech jaki kiedykolwiek widziała. Było to typowo chłopięce uniesienie kącików ust, charakterystyczne dla dzieciaka pewnego, że uniknie kary za swoje wybryki, a jednak tworzące się przy tym dołeczki w policzkach czyniły go całkowicie oryginalnym.
- Wszystko w porządku? - lekko kpiący ton chłopaka uświadomił jej, że nadal trzyma się kurczowo jego ręki, a w dodatku gapi się na niego jak wariatka. Szybko odwróciła wzrok i wcisnęła dłonie w kieszenie bluzy.
Zaczęła się kierować w stronę wyjścia, ale odezwał się znowu.
- Wiesz, z reguły jak już leżę na jakiejś dziewczynie to staram się zapamiętać jej imię.
Mogła się założyć o rodzinną fortunę, że zrobiła się czerwona jak stroje piłkarzy Bayernu. Mimo to, spojrzała na niego przez ramię i z szerokim uśmiechem zdradziła mu swoje imię, nieświadoma, że tym samym wywróciła świat do góry nogami.
Nie mogła przecież przewidzieć, że chwilę później z miną zdobywcy przedstawi ją swoim kumplom, że po czterdziestu pięciu minutach wyjdą ze stadionu razem, że wylądują w jej mieszkaniu, sypialni, łóżku...
Nie mogła przewidzieć, że reagując na szczeniacką zaczepkę, podda się czarowi faceta i zapomni o całym świecie.
Zapomni włączyć dźwięk w telefonie i nie zorientuje się, że w pewnej chwili telefony się urwą, a smsy przestaną przychodzić.
Nie mogła przewidzieć, że gdy ona straci wszelkie hamulce i wypełni ją absolutne szczęście, jej siostra będzie odchodzić z tego świata.


Lena...
Wrzeszczałam na rodziców, oskarżałam ich, że nie żyjesz przez ich bezduszność, bo nawet po Twojej śmierci skupiali się tylko na tym, żeby nikt się przypadkiem nie dowiedział, jakbyś nic dla nich nie znaczyła.
Ale nawet wtedy byłam świadoma jaką hipokrytką jestem.
Bo Twoja śmierć to tylko i wyłącznie moja wina.




~~~




Jestem, żyję. Znowu przepraszam za nieobecność tu i u Was.
Ale dziękuję, że ciągle jesteście.
I to dla Ciebie, Sylwuś. Wiesz dlaczego.

czwartek, 1 stycznia 2015

Prolog.

Trzask zamykanych drzwi wdarł się w jej świadomość, gasząc ostatnią iskierkę nadziei. Wpatrywała się w nie, wypruta z emocji, jakby to one były winne temu, co właśnie się stało. Ale to był tylko polakierowany kawał drewna, niezdolny do jakichkolwiek uczuć.
Zupełnie tak jak on.
Ta myśl, myśl o nim, sprawiła, że jej drżące nogi doprowadziły ją do okna. Zawsze patrzyła jak odjeżdżał.
Teraz zatrzasnął bagażnik po raz ostatni w tym miejscu. I zrobił coś, co sprawiło, że łzy, które do tej pory skutecznie powstrzymywała, popłynęły niekończącym się strumieniem.
Spojrzał do góry, prosto w jej okno, tak jakby nie zburzył ich świata kilka minut temu. Jakby nic się nie zmieniło.
Jednak nie pomachała mu jak zawsze. Podniosła tylko dłoń i przyłożyła ją do szyby, układając usta w nieme "zostań".
I tylko łzy były w stanie zmyć z jej oczu bezlitosny obraz znikającego za zakrętem samochodu.

Ja tylko chciałam, żebyś został.
Na ten dzisiejszy wieczór. Na jutro. Na weekend.
Na całą wieczność.
Naszą wieczność.
Ale nie zostałeś.
Nie będzie dzisiejszego wieczoru. Nie będzie jutra. Nie będzie weekendu.
Nie będzie wieczności.
Nie będzie naszej wieczności.
Bo nie ma nas.

Nic nie bolało tak jak jego odejście. Nie miała pojęcia dlaczego zakończył to, co miało być nieskończone. A jednak to zrobił, tak po prostu, jakby była dla niego nikim, jakby nic nie znaczyła.
Jakby jej nie kochał.
Można przestać kochać? Nie wiedziała. Wiedziała, że nie przestanie go kochać, bo na zawsze uczyniła go częścią siebie.
Ale on mógł przecież przestać kochać ją. A może... Może nigdy jej nie kochał.
Może kłamał.
Może po prostu tego nie widziała, może nie chciała widzieć. Bo przecież niczego tak nie pragnęła jak jego miłości. Więc może to nie on był kłamcą, może to właśnie ona oszukiwała siebie, wierząc w to, że on ją kocha.
Teraz to nie miało już żadnego znaczenia.

Ja tylko chciałam, żebyś mnie pocałował.
Dzisiaj wieczorem. Jutro. I za tydzień.
Kiedy będę odchodzić z tego świata.
Ale mnie nie pocałowałeś.
I nie pocałujesz dzisiaj wieczorem. Ani jutro. Ani za tydzień.
Ani kiedy będę odchodzić z tego świata.
Bo już mnie nie ma.

Została sama. Z raną w sercu po tym jak próbował wyrwać z niego siebie. Próbował, bo przecież nie mogło mu się udać. Nadszarpnął niektóre tkanki, ale jej serce ciągle biło miłością do niego. Nic nie mógł z tym zrobić.
Nie da się zniknąć z czyjegoś życia. Nie da się zniknąć z czyjegoś serca.
Zbyt wiele jej dał. Zbyt często karmił ją sobą.
Zbyt dużo miała wspomnień, dobrych i złych mniej więcej po równo. Bo przecież nie żyli w bajce, nie było zawsze idealnie.
A teraz miało zwyczajnie nie być.


***


Nie wiedziałam, że kobiety bywają terrorystami. Wczoraj dostały epilog, dzisiaj już chcą prolog. A ja jestem niestety za miękka.
Fryzura Rysia nie zachęciła mnie do napisania pierwszego rozdziału. Może po drodze do Innsbrucka wstąpi do fryzjera.
Cudownie znowu tu z Wami być i widzieć znajome nicki. Moje kochane dziewczynki. ;**